50-letni Amerykanin, Bob Harris (Bill Murray) przyjeżdża do Tokio. Zapomniany gwiazdor telewizyjny ma za zadanie nakręcić reklamę. Proste sceny okazują się trudne do realizacji i zdjęcia zaczynają się przedłużać. Do hotelu, w którym mieszka Bob wprowadza się małżeństwo - Charlotte (Scarlett Johansson) i John (Giovanni Ribisi). John jest
to ledwo dobrnąłem do końca. W tym filmie nie ma niczego szczególnie wyróżniającego się - ani fabuły, ani montażu, ani muzyki ani niczego innego. A sam film jest zwyczajnie nudny. Szkoda czasu na niego, a ta ocena (7,4) jest jakaś z kosmosu.
Od czasu do czasu wchodzę tutaj, żeby sprawdzić, czy może jest więcej gwiazdek do przyznania za film niż tylko 10 (plus serduszko, oczywiście). No i wciąż nie ma. Muszę co jakiś czas obejrzeć ten film, posłuchać soundtracku - potrzebuje tego jak tlenu.
Obejrzałam film jak tylko wyszedł - miałam wtedy 16 lat - nie wywarł na mnie żadnego wrażenia.
Dziś mam 33 lata ("dziś sam jestem dziadkiem" - tak wiem jak to brzmi) i odbieram go zupełnie inaczej.
I nie chodzi o jakieś górnolotne stwierdzenia o tym, że trzeba dojrzeć, albo być super-wrażliwym...